Smaki jesieni oraz mój ulubiony spacer we Florencji

October 29, 2021

Widok na Florencję podziwiany z Piazzale Michelangelo jest bez wątpienia najbardziej panoramiczny. Wystarczy się nieco wspiąć i już jest: rzeka Arno, Ponte Vecchio, słynne muzeum Uffizzi oraz architektura florencka w pełnej swojej okazałości. Duża część odwiedzających kieruje się na Plac Michała Anioła aby pozachwycać się zapierającym dech w piersiach wizerunkiem miasta. Być może pozostanie im trochę czasu na przystanek w tamtejszej kafejce i na zrobienie kilku zdjęć przed zejściem do tętniącego życiem historycznego centrum miasta lub odwiedzeniem (mam taką nadzieję) znajdującej się o kilka metrów dalej Bazyliki di San Miniato wraz z jej poetyckim cmentarzym.

Tuż po naszym przyjeździe do Florencji, drogę prowadzącą na Piazzale Michelangelo pokonaliśmy intuitycjnie, nie wiedząc, czego możemy się tam tak na prawdę spodziewać. Ten słynny punkt widokowy oglądaliśmy z naszego tarasu, powtarzając cały czas do siebie: to musi być ciekawe miejsce!

Widzisz, celowo przed naszą przeprowadzką nie wyszukiwałam żadnych informacji odnośnie: co zobaczyć i co robić we Florencji. Postanowiłam poznać i sama wydeptać moje ścieżki w Mieście Renesansu, bez przewodnika. I tak właśnie na samym początku znalazłam Gardino delle Rose.
Wiem, że już niejednokrotnie wspominałam o fakcie mieszkania w prawie pozbawionych turystów Włoszech, w okresach lockdown. Cóż, Florencja przez pierwsze kilka tygodni nie była inna.
W owym właśnie ogrodzie mogłam pobyć sama, i to przez dłuższą chwilę. Usiadłam na jednej z ławeczek i cieszyłam się spokojnym i niezakłóconym widokiem na Florencję. Był to koniec maja i róże nadal mieniły się nasyconymi kolorami swoich płatków. Ciepłe i parne powietrzne o zapachu powolnie nadchodzącej burzy było znakomitą wymówką, aby zatrzymać się w Ogrodzie Różanym jeszcze przez chwilę dłużej. Jednak wraz z przybyciem kilku vlogerów, chodząc mówiących do kamery, raczej obojętni na piękno chwili (każdy wie jak silne są obecnie media społecznościowe), czar prysł i jednoznacznie był to sygnał do opuszczenia ogrodu. Po mału weszłam wyżej po stromych schodach, bez zatrzymywania się na placu dedykowanym Michałowi Aniołowi, i skręcając w prawo udałam się do Bazyliki di San Miniato al Monte. Po lekkim ochłodzeniu się wewnątrz bazyliki, odwiedziłam cmentarz tuż za nią, a nazwanie go poetyckim to jest wręcz za mało. A może to była mieszanka odpowiedniej dawki słońca, ciężkiego powietrza oraz przyciemnionych i naznaczonych czasem pokaźnych grobowców rodzinnych. Odczucie będącej samej w tym miejscu było dość surrealistyczne, ale po kilku chwilach czytania imion oraz oglądania wyblakłych biało-czarnych fotografii, poczułam się jakby nieswojo.

Podczas spaceru do Giardino delle Rose, a z tamtąd do Bazyliki di San Miniato oraz Bazyliki San Salvatore al Monte, każdy zostaje już obdarowany imponującymi widokami na miasto. I to właśnie tutaj mój ulubiony spacer ma swój początek.

Jeżeli masz trochę wolnego czasu oraz wygodną parę butów do chodzenia, zamiast powrotu do centrum Florencji pójdź w przeciwnym kierunku, pozostawiając Piazzale Michelangelo oraz obie bazyliki za swoimi plecami. Przejdź przez ulicę i trzymaj się prawej strony, rozpoczynając tym samym piękny i uroczy spacer wzdłuż Viale Galileo. Będzie Ci przemykała panorama stopniowo zanikającej Florencji za nasyconymi zielenią parkami i ogrodami, z porozsiewanymi dookoła eleganckimi i charakterystycznymi willami.

Jak dojdziesz do poprzecznie przebiegającej Via di San Leonardo, możesz skręcić w lewo i spacerować wzdłuż jednych z najbardziej fortunnych domów Florencji w kierunku Largo Fermi. Dotarłszy do Cristo di Ottone Rosari możesz zawrócić i przejść ponownie przez Viale Galileo, aby kontynuować spacer po Via di San Leonardo, schodząc do Forte Belvedere. W między czasie miniesz po lewej stronie miejsce pobytu Tchaikovskiego, po prawej kościół San Leonardo in Arcetri oraz rząd majestatycznych, reprezentatywnych rezydencji florenckich. Jeżeli Ci się poszczęści i jedna z bram wjazdowych będzie otwarta, zatrzymaj się i naciesz oko okazałymi ogrodami oraz prywatnymi widokami. Niekiedy podczas spaceru tą właśnie uliczką zadaję sobie pytanie: jak to by było zamieszkać w jednym z tych domów i mieć ten widok na codzień? Ale po powrocie do domu mówię sobie: my też mamy wspaniały widok z tarasu.

Mijając Forte Belvedere i przechodząc pod Porta San Giorgio znajdziesz się na ulicy Costa San Giorgio, która doprowadzi cię do Ponte Vecchio. Ja jednak wolę skręcić przed Porta San Giorgio w prawo i i zejść stromą drogą wzdłuż drzew oliwnych, gdzie mój „pozamiejski” spacer się kończy.

Podczas jesiennych miesięcy wspomniana trasa po wzgórzach sprawia mi ogromną przyjemność, szczególnie gdy unoszące się ziemiste zapachy są bardziej zaakcentowane. Przeważnie przed dotarciem do Forte Belvedere już myślę o jedzeniu, smakach jesieni i co ugotować w domu. Jakakolwiek forma aktywności fizycznej budzi od razu we mnie apetyt. Wrzesień oraz październik to czas vendemmi, okres w którym florenckie piekarnie wypiekają schiacciatę all’uva. Jest to wspaniała i kreatywna forma wykorzystania winogron sadzonych do produkcji wina do upieczenia czegoś pysznego i niesamowicie sezonowego. Grona te są niewielkie, o grubszej skórce i bardzo ciemnym kolorze. Schiacciata all’uva to rodzaj słodkiego chleba, wypełnionego winogronami z kolejną warstwą winogron na wierzchu, nasączonego wydobywającymi się podczas pieczenia słodkimi sokami. Namiętnie polecam.

Obsesyjnie wręcz rozpoczęłam wypiekać schiacciatę jak tylko pojawiły się na rynku odpowiednie winogrona, aby znaleźć przepis, który mi najbardziej odpowiada. Nie powinna ona być za cienka, ale też nie za gruba, z hojną ilością winogron i lśniącymi rubinowo czerwonymi, słodkimi sokami dookoła, którymi należy ją polać przed podaniem.

Ku mojej wielkiej uciesze właśnie rozpoczął się sezon na karczochy. Po chwilowej refleksji mogę stwierdzić, że jest to moje ulubione warzywo. Nie jest ono najłatwiejsze w oczyszczeniu ale za to wynagradza wszechstronnością i uzależniającym smakiem. W jednej z florenckich trattorii niedawno posmakowałam tortino di carciofi (carciofo to karczoch). Tak na prawdę jest to frittata, którą florentczycy zwą tortino, w ramach małej dezorientacji dla nowo-przyjezdnych.
Aby przygotować to danie w domu potrzebne Ci będą jajka, ugotowane karczochy oraz cytryna, której sok tutaj jest niezbędny. Nie zniechęcaj się wzmianką o już ugotowanych karczochach, jest to bardzo proste w przygotowaniu. Oczyszczone karczochy należy pokroić wzdłuż na połowę lub ćwiartki. Następnie podsmażyć z czosnkiem na oliwie i maśle, podlać białym winem i wywarem warzywnym. Na koniec dodać trochę pietruszki i gotować pod przykryciem, aż warzywa będą miękkie.
W chwili obecnej kupuję karczochy pochodzące z Sardynii. Różnią się one smakiem oraz wielkością od tych, do których przyzwyczaiłam się w Rzymie oraz Wenecji. Do mojej frittaty wykorzystuję trzy karczochy, jest to wystarczająca ilość na antipasto dla dwóch a nawet czterech osób, w zależności od apetytu. Teraz jedyne co pozostaje to podsmażenie karczochów z rozkłóconymi jajkami, aż te się zetną. Dopraw solą, pieprzem oraz sokiem z cytryny. Cienkie plastry parmezanu oraz listki pietruszki wspaniale wzbogacą danie.

Ponownie nawiązując do włoskich słodkości, znane już na każdym skrawku świata tiramisu, ma oczywiście swoją wariację i w Toskanii. Wyobraź sobie ciasteczka cantucci oraz wino deserowe Vin Santo zamiast tradycyjnych savoiardi oraz kawy. Dekadencko kremowy deser dla dorosłych podany w delikatnych filiżankach. Tiramisu al Vin Santo szybko stało ulubioną wersją Dégustatura, tak jak i stało się moją. Buon appetito xx