Jeszcze nie za wiele florenckich smaków w naszym nowym domu we Florencji

October 2, 2021

Niezapowiedziany ciąg wydarzeń sprawił, że Florencja stała się naszym nowym domem. Idea zamieszkanie tutaj, nawet na krótki okres czasu, nigdy nie pojawiła się w naszych planach. Pomimo, że zawsze chciałam poznać bliżej to miasto sztuki (krótkie wizyty w przeszłości się nie liczą), realna przeprowadzka tutaj nie przeszła mi nawet przez myśl.

Kryjąca się prawda za tą nieprzewidzianą przygodą i pożegnaniem Wenecji leży w gościnności, a raczej jej braku, jaką Wenecja okazuje nowym potencjalnym rezydentom.
Stale malejąca liczba mieszkańców (stałych rezydentów a nie tych pomieszkujących przez kilka miesięcy rocznie) jest gorącym tematem. W mieście zdominowanym przez kilkudniowe wakacyjne wynajmy wszelakiego rodzaju (od mikroskopijnych mieszkań do wspaniałych pałaców) oraz sektor usług, prawdopodobieństwo zmiany tego trendu jest znikome. Jak to lubi ujmować Dégustateur: „jest to szczelnie zamknięty sklep” a przyczyna choroby leży wewnątrz tzn. większość narzekających na ilość i jakość turystów od lat zajmuje się krótkoterminowym wynajmem nieruchomości, właśnie turystom. Są to aspekty, które miały wpływ na naszą decyzję. Fundamentalny problem z naszym domem (palazzetto), który ujawnił się po pierwszej nocy, został całkowicie zignorowany, przez wiele miesięcy (skracając całą historię). Ale ponad wszystko, arogancja oraz oferowanie produktu o niższej jakości było tym, czego nie zgodziliśmy się tolerować.

Wyjechaliśmy z walizką pełną wspaniałych chwil ale również z pewnym niesmakiem. Jednak to niefortunne doświadczenie w żadnym wypadku nie zniechęci nas od ponownego odwiedzenia Wenecji. Prawdę powiedziawszy, już nie mogę się doczekać kiedy tam wrócę. Jest tyle rzeczy, za którymi głęboko tęsknię. Ciekawym dla nas będzie ponowne zobaczenie pełnej turystów laguny, ale co ważniejsze, zaobserwowanie jak się z tym będziemy czuli. Widzisz, nasz rok w Wenecji był nieoczekiwanie wyjątkowy. W dzień naszego przyjazdu zostały zdjęte ostatnie obostrzenia związane z pierwszym lockdown, a po zaledwie kilku miesiącach, znaleźliśmy się w kolejnym, już o wiele dłuższym, lockdownie. Co oznaczało prawie kompletny brak turystów przez cały czas. Móc mieć Wenecję „dla siebie” było magicznym i jedynym w swoim rodzaju przeżyciem. Przeżyciem, które już nigdy się nie powtórzy.

Naszym zamiarem było pozostać w Wenecji przez półtora roku – dwa lata (w domu, który znaleźliśmy), a następnie może nawet nigdy nie opuścić tego miasta. Lecz po podsumowaniu kilku aspektów, podjęliśmy decyzję. Nie pozostało nam dużo czasu na znalezienie nowego domu (zakaz poruszania się pomiędzy regionami trwał prawie do końca naszego pobytu). Myśleliśmy, że udało nam się coś znaleźć po trzech dniach oglądania mieszkań, ale niestety powróciliśmy do punktu wyjścia. Ponieważ nasz zegar w Wenecji tykał coraz szybciej, wykonaliśmy telefon do agenta nieruchomości we Florencji, z którym nawiązaliśmy owocny kontakt z czystej ciekawości (mojej) podczas minionej zimy. Wymieniliśmy z Dégustateur spojrzenia i powiedzieliśmy: Florencja może być ciekawa!

Nie wiedzieliśmy czego oczekiwać a poza tym, to będzie coś na krótko, mniej więcej pół roku.
Tak, teraz już mogę potwierdzić, że nasz pobyt w mieście renesansu, rzemiosła oraz perfumiarzy będzie trochę dłuższy niż sześć miesięcy.

Jesteśmy zadowoleni z mieszkania, miej na uwadze, że wynajęliśmy je bez wcześniejszego oglądania, zatem należy zawsze zostawić trochę wolnego miejsca na kompromis. Gwiazdą naszego nowego zaadoptowanego domu jest taras na ostatnim piętrze, z którego cieszymy się widokami na Kopułę Filippo Brunelleschiego oraz wieżę Palazzo Vecchio w całej swojej okazałości z jednej strony oraz na Bazylikę Santa Croce wraz tuż za nią Bazylikę San Miniato al Monte z drugiej. Pomiędzy rozciąga się pas wzgórz, co wyzwala w nas uczucie, jakbyśmy wcale nie mieszkali w centrum mist.

Przenosząc się do zdominowanej przez carnivores Florencji zostaliśmy bardzo przyjemnie i pozytywnie zaskoczeni tutejszymi restauracjami. Nie tylko jedzeniem, które jest wyśmienite a oprócz la bistecca wybór jest bardzo różnorodny, ale obsługą oraz gościnnością. Nawet podczas naszych pierwszych posiłków w nowym dla nas mieście nie byliśmy potraktowani jak kolejni turyści, którzy zapewne nigdy nie powrócą. Od razu nasze twarze zostały zapamiętane i ciepło przyjęte po powrocie. Florencja obecnie jest miastem ponownie tętniącym życiem i z ciekawością obserwujemy te subtelne różnice we włoskich miastach sztuki.

Pierwszy tydzień pozostawiliśmy naszej intuicji odnośnie tego gdzie zjeść. Oprócz jednego wyjątku, trattorii zaraz za starymi murami miasta, o której dowiedzieliśmy się od bliskich znajomych około ośmiu lat temu. Miejsce to jest nadal fantastyczne i nie uległo zmianom.
Większość kolacji jakkolwiek (obiady są proste i szybkie, adekwatne do florenckiej letniej gorączki) jadamy na naszym tarasie. Są to długie, przyjemne, ciepłe (sporadycznie duszne i parne, jednak o wiele mniej jak w Wenecji) wieczory, nas dwoje cieszący się wzajemnym towarzystwem, rozmawiający o wszystkim i o niczym w bajecznym położeniu.

Moje gotowanie w ostatnich miesiącach przybrało dość nieuporządkowane oblicze. Mieszanka dań, których nie gotowałam przez długi już czas lub te, na które mieliśmy szczególną ochotę przeplatane nowymi pozycjami. Nowe dania to z kolei głównie te, które czekały na swój moment naznaczone w książkach „do zrobienia”, a ich czas właśnie nadszedł.

Nie zdążyliśmy jeszcze w pełni pogrążyć się w degustacji lokalnych win Chianti, ale na pewno do kolejnych Galaretek z Czerwonego Wina sięgnę po szczep Sangiovese zamiast Cabernet Sauvignon. Już w tej chwili myślę o Świętach, nigdy za wcześnie. Torta Tenerina, miękkie, prawie bezmączne ciasto czekoladowe może być zawsze upieczone bez czereśni (jak jest to podane w przepisie) i dla odmiany doprawione brandy.

Na rynku Mercato di Sant’Ambrogio bardzo często kupuję chleb z nasionami kopru włoskiego i rodzynkami. Tak bardzo przypadło mi do gustu to połączenie smakowe, że jednego poranka powstała Babka Jogurtowa z Nasionami Kopru Włoskiego, Suszonymi Figami oraz Cytrynowym Lukrem. W sam raz na każdą porę dnia.

Kiedy przyjeżdżamy do naszego polskiego domu, moja mama gotuje dla nas. Nigdy nie odebrałabym jej tej przyjemności. A na mnie w szczególności czeka zawsze nadal ciepła drożdżówka z wiśniami (moimi ulubionymi) lub śliwkami, lekko posypana kruszonką. We Włoszech wiśnie są nie do zdobycia. Zatem moje domowe ciasto drożdżowe na jogurcie przeważnie piekę z morelami lub śliwkami, wzbogacone lawendą, która rośnie na naszym tarasie.

Po kilkuletniej przerwie w podróżach na Sycylię (z powodu covid) pojawiło się u nas na kolację Pesto Trapanese. Świeże pesto na bazie pomidorów, migdałów oraz bazylii (lub mięty, warte wypróbowania) wymieszane z makaronem, a po nim Gelo di Limone. Gelo jest to orzeźwiajacy sycylijski przysmak (spokrewniony z naszym kisielem) o fantazyjnych formach i o różnych smakach: pomarańczowym, jaśminowym, smaku słodkiego arbuza i wielu innych. Sycylia to dla mnie kwintesencja niezapomnianej kreatywności smaków. Cały sekret polega tutaj na pozostawieniu startej skórki cytryny na noc w wodzie, która z kolei ma wchłonąć aromat cytryny. Nie muszę chyba wspominać o tym, że najlepiej użyć najlepszych i najbardziej pachnących cytryn jakie tylko można znaleźć. Namiętnie polecam. Nadal marząc o Sycylii, z przyjemnością dzielę się przepisem na Kuleczki z Ricotty, Marsali oraz Gorzkiego Kakao, które zupełnie skradły nasze podniebienie i często je przygotowuję. Szczególnie ostatnio, ponieważ za sprawą bursztynowego wina marsala, smakują one dla mnie jak ciepły wieczór późnego lata.

W moim repertoire pojawia się od zawsze ryba pieczona w soli. Bardzo prosty sposób na rybę ale bardzo pyszny, tym bardziej gdy możemy kupić ryby z wolnego połowu. Malutkie kalmary w sosie z kaparami i oliwkami to danie, które pojawiało się często na naszym stole w Wenecji. Tęskno mi za tym targiem rybnym przy Ponte Rialto. We Florencji wybór ryb i owoców morza jest o wiele skromniejszy, co wiąże się z ograniczonym polem do działania dla mniej w tej dziedzinie. Ale znaleźliśmy enotekę serwującą ostrygi i szampana, uwielbiam ją.

Podczas sezonu na dojrzałe słodkie pomidory w Toskanii pojawia się Papa al Pomodoro, gęsta zupa z pomidorów, chleba i bazylii. Esencja prostoty i kreatywności kuchni biednej, wykorzystującej tylko dostępne, sezonowe produkty. Nie można tutaj przecenić wartości dobrego chleba, dobrego chleba na zakwasie mówiąc dokładniej. Hojne skroplenie zupy oliwą tuż przed podaniem spaja wszystkie smaki w całość.

Groszek alla Fiorentina wpasuje się znakomicie jako przystawka do pieczonego kurczaka.
W najbliższym okresie będę musiała pomóc sobie mrożonym groszkiem, do wiosny jest zbyt daleko. Inne toskańskie przysmaki, które najbardziej mi smakują podczas jesiennych oraz zimowych miesięcy, to crostini. Już nie mogę się doczekać Crostini z Wątróbką oraz Vin Santo a po nich Duszona Wołowina w Chianti Classico, sama uczta. Dégustatuer właśnie wyjechał na kilka dni, a na jego powitanie chodzi mi po głowie trio z crostini i do tego butelka wyśmienitego wina, które kupiliśmy we wiosce Castellina in Chianti. Crostini to nic innego jak kromki chrupkiego chleba, najlepiej jak są do tego podgrzane w piekarniku. Pojawią się zatem kromki wątróbką oraz z musem z mortadelli, gdzie muszę jeszcze zadecydować nad wersją z ricottą czy też bez. Do tego wypróbuję nowy przepis na cytrynowy krem z fasoli, a na werdykt muszę poczekać, aż wróci Dégustateur. Jedliśmy go w jednej z tutejszych restauracji i bardzo nam zasmakował. Jeżeli najdzie Cię ochota na wypróbowanie tych oto crostni, zabaw się również z chlebem. Jeżeli to możliwe postaraj się o chleb z oliwkami, orzechami lub rodzynkami.

Temperatury po mału stają się lżejsze i przyjemniejsze, a słońce delikatniejsze. Popołudniowe godziny stały się odpowiednie na długie przechadzki. Spacer do nieco wzniesionego Piazzale Michelangelo a z tamtąd dalsza trasa umożliwiająca podziwianie Florencji ze wzgórza oraz szereg eleganckich willi to jedna z moich ulubionych, z którą niebawem chętnie się tutaj podzielę.